Auta elektryczne a ekologia.
Od dłuższego czasu ekologia jest jednym z głównych tematów poruszanych w mediach wszelkiej maści, a dbanie o środowisko stało się niejako obowiązkiem każdego obywatela Polski i Unii Europejskiej. Jednym z głównych kierunków wojny o czystą naturę jest walka o ograniczanie emisji dwutlenku węgla, a promowanie samochodów elektrycznych jest jednym ze sposobów na mniejszą ilość tego związku chemicznego w atmosferze. „Ekologiczność” tych pojazdów niejedno ma imię i warto przyjrzeć się kilku z nich.
Zacznijmy od akumulatorów. Tramwaj i trolejbus aby jechać, potrzebują pantografu, który „karmi” motor energią elektryczną. Wada? Mobilność ograniczona siecią trakcyjną. Niewątpliwymi zaletami bądź co bądź pojazdów użyteczności publicznej jest możliwość jeżdzenia niemal bez przerwy. Trudno jednak wyobrazić sobie druty nad każdą z ulic, nie byłoby to chyba technicznie możliwe, żeby wszystkie auta były zasilane w podobny sposób, dlatego są one skazane na akumulatory, które do tej pory są ich piętą achillesową. I nie chodzi już tylko o pojemność, zasięg czy konieczność ładowania, a w dużej mierze o żywotność. Niestety, dotychczas zastosowane technologie nie pozwalają na używanie dziesiątek lat ogniw elektrycznych i po pewnym czasie wymagają one wymiany. Niestety, utylizacja takowych do prostych ani takich nie należy, a już wyprodukowanie ich pociąga za sobą konieczność użycia kilku pierwiastków takich jak np. kobalt czy nikiel, których wydobycie ma bardzo negatywny wpływ na ekosystem, który chyba nie został jeszcze całościowo dobrze opisany. Kolejny minus to rzekoma „zero emisyjność”. Może i jeżeli naładujemy wóz z sieci zasilanej przy pomocy wiatraków lub fotowoltaiką, no może jeszcze energia jądrowa łapie się pod tę definicję, ale każdy dobrze wie, że w polskich (i nie tylko) gniazdkach prąd nie pochodzi tylko ze źródeł odnawialnych. Wciąż jednymi z głównych nośników energii są paliwa kopalne jak węgiel brunatny i kamienny, a także gaz czy ropa naftowa, których spalanie emituje dwutlenek węgla. To w jasny sposób powoduje, że przemieszczając się samochód elektryczny w pośredni sposób na swój udział w procesie obwinianym za efekt cieplarniany.
My tu o wadach, a czy są zalety? Są, i to liczne. Pierwszą jest żywotność samego silnika. Dobrze zaprojektowany i odpowiednio eksploatowany motor elektryczny ma dużo większą trwałość niż jego spalinowy odpowiednik. Jego sprawność jest dużo lepsza (nie bierzemy tu pod uwagę wydajności procesów ładowania i zasilania silnika z ogniw przez falownik, które powodują straty mocy). Dodatkowo nowoczesne systemy pozwalają na odzysk energii m.in. w trakcie hamowania, co dodatkowo zwiększa wydajność tego rozwiązania. Z prostych przyczyn, do używania samochodu elektrycznego niepotrzebna jest taka ilość płynów eksploatacyjnych co w klasycznym układzie, odpada np. olej silnikowy.
Nowoczesna motoryzacja będzie z pewnością postępować w stronę elektryfikacji, muszą zostać niestety jeszcze zlikwidowane podstawowe bolączki aut zasilanych elektronami. Rozwój odnawialnych źródeł energii, wynalezienie wydajniejszych metod recyklingu akumulatorów muszą iść w parze z ekspansją „elektryków” aby górnolotne hasła o ekologii miały pokrycie w rzeczywistości.
1 thoughts on “Auta elektryczne a ekologia.”
Comments are closed.
Z ekologią to one mają niewiele wspólnego, prąd też trzeba wyprodukować, a jak go się prąd produkuje to wiadomo…